środa, 29 listopada 2017

WINTER VOCABULARY

WINTER VOCABULARY

This is mainly for grade 1 students who are advanced in reading (yes, there are such students in my school) or grade 2 students who still struggle to read.

ACTIVITY 1: SANTA'S BAG

Students have to match the words with the pictures.


SANTA'S BAG
ACTIVITY 2: WINTER WORDS

Students read and write the words in the lines. 

WINTER WOWRDS

sobota, 28 października 2017

Present Simple vs Present Continuous


Ciężkie czasy.... Present Simple i Present Continuous

No i stało się, nadszedł czas na czasy.. trochę za wcześnie, ale taki mamy podręcznik. Najpierw czas Present Continuous a dwie lekcje po Present Simple. Nieźle co? A to wszystko w 3 klasie podstawowej. No nic. Podejść już kilka mam za sobą. Postanowiłam zatem wymyślić historyjkę, aby pokazać różnicę w użyciu obu czasów. Czy zadziała? Dowiem się już wkrótce. 


niedziela, 8 października 2017

Phonics for the little ones.

Phonics for the little ones. 

First words to be taught in grade 1.

Kids in grade one start learning letters of Polish alphabet in the following order: 

A , L, O, M, T, I, E, K, Y, J, S, D, R, W, U, P, N, C, B, G, Z, F, H,
(I skipped the Polish letters)

That is why it is so important to cover the same in English as the two curricula should correspond.

1. The vowels first: A, O, E, I, Y.
What words can be formed with them?
None, as we need consonants: L, M, T, K
Now we can talk about words :)

  • mat
  • let
  • met
  • Tom
  • dad
  • mom
  • Tim
2. How about we added some other consonants and ha a richer ranger of words for our little ones.
  • bat
  • ant
  • cat
  • hat
  • pen
  • fan
  • pan
  • fat
  • men
  • ten
  • peg
  • mom
  • bet
  • leg
  • cup
  • pin
  • mad
  • sad
  • sat
  • hot
Here is my own ruling for the kids to exercise writing too. 



środa, 9 sierpnia 2017

Ciasto ze śliwkami.

Czas na śliwkę....zatem czas na ciasto z nią. 
Przygotowanie nie wymaga nakładu czasu, lubię gotować, ale nie znoszę kiedy trwa to zbyt długo dlatego też szukam i eksperymentuję :)



Całość (łącznie z pieczeniem) zajmuje ok 60 minut, z czego 40 minut to pieczenie także warunek podstawowy został spełniony.







SKŁADNIKI

CIASTO:

200 gr margaryny do pieczenia
2 szklanki mąki tortowej
1 szklanka cukru
1 łyżeczka proszku do pieczenia
1 cukier waniliowy (opcjonalnie)
4 jajka
2 łyżki śmietany

GÓRA:

50 gr margaryny
pół szklanki cukru pudru
pół szklanki mąki

OWOCE:

1 kg śliwek (najlepiej węgierek) 

WYKONANIE: 
W misce wymieszać wszystkie składniki na ciasto, powinna powstać dosyć

klejąca masa. 
Margaryna powinna być miękka inaczej będzie ciężko dobrze ja rozgnieść. Przełożyć masę na blachę, rozsmarować łyżką; będzie się kleiła, więc dla ułatwienia łyżkę polać olejem, będzie łatwiej :)
Owoce umyć, rozpołowić i wyjąć pestki. Osuszyć ręcznikiem kuchennym.
W innej, mniejszej misce również rękoma wyrobić tzw. 'górę' ciasta. Nie jest to kruszonka, wiec powinna mieć konsystencję delikatną. 


Na masę na blaszce położyć owoce, tak by pokryły całą powierzchnię, a na nie 'górę' ciasta, rozdrobnioną na płasko, nie powinna pokryć wszystkich owoców, jedynie miejscami. 


Piekarnik nagrzać do 180-190 stopni i piec ok 35-40 minut. 
Po wyjęciu, posypać cukrem pudrem. 
Smacznego :)



poniedziałek, 31 lipca 2017

Poskromienie pleśniaka! Pyszne ciasto z owocami sezonowymi.

Poskromienie pleśniaka! 

Pyszne ciacho z owocami sezonowymi. 

W zależności od dostępności owocowej, ciasto to sprawdza się cały rok a nazwę można odpowiednio modyfikować (pleśniak z malinami, borówkami, porzeczkami, jabłkami...)

Sama nazwa nie brzmi zachęcająco wiem... skąd zatem pochodzi? 
Może sam wygląd nam podpowie? Spójrzcie zwłaszcza na jego białą część...co wam przypomina? Tak, dokładnie.. pleśń. Ble...
A jednak! Część ta, połączona z kruszonką na górze jest najbardziej uwielbiana przez moje dziecię. Jest miękka i delikatna jak puch ;)

Czas na przepis.

SKŁADNIKI:

  • 3 szklanki mąki tortowej/pszennej (typ 450 jest optymalny) 
  • 1-2 szklanek cukru (najlepiej drobnego, ale normalny też jest w porządku) (ilość zależy od poziomu słodkości, który nam odpowiada jak również od owocu, w przypadku porzeczek koniecznie 2 szklanki, maliny 1,5 szklanki, truskawki 1 powinna wystarczyć)
  • 2 łyżeczki proszku do pieczenia
  • 5 jaj (do wyrobienia ciasta potrzebujemy tylko żółtek, białka to ta część wywołująca kontrowersje ;) ubijemy je po wykonaniu ciasta
  • 1 kostka masła lub margaryny (masło nada ciastu maślany smak jako, że jest maślane ;)
  • owoce ( minimum to 600 gr. ja dodaję tyle, aby pokryć całą powierzchnię blachy i aby nie było prześwitów )
  • mąka ziemniaczana (skrobia ziemniaczana- bardzo ważny element!)
  • szczypta soli (do ubicia białek)
  • dżem (smak powinien być w miarę jednolity z owocami, których użyjemy) można ominąć
  • NIE dla cukru waniliNowego ( zwróćcie uwagę na to co kupujecie, cukier waniliNowy to tańsza i gorsza wersja cukru waniliowego, można dodać, ale bez tego też będzie dobre: znalazłam fajną stronę, na której opis różnicy między tymi cukrami: http://dziecisawazne.pl/cukier-waniliowy-cukier-wanilinowy/

WYKONANIE:


Mąkę, połowę ilości cukru, proszek do pieczenia, żółtka oraz margarynę/masło ucieramy mikserem lub ugniatamy rękoma. Im dłużej będziemy ugniatać, tym ciasto będzie jednolite. 
Piekarnik rozgrzewamy do 180-190 stopni. Blachę wykładamy papierem do pieczenia. Wykładamy 2/3 ciasta na blachę, resztę chowamy do lodówki. Ciasto wkładamy do piekarnika na ok 10 minut w tym czasie ubijamy białka ze szczyptą soli. Kiedy ciast będzie miało żółty kolor, wyjmujemy je, smarujemy dżemem ( w wersji mega słodkiej), dodajemy do białek cukier i jeszcze ubijamy. Umyte owoce posypujemy mąką ziemniaczaną (pochłonie ona wodę i nie spowoduje tzw. zakalca), na podpieczone ciasto posmarowane dżemem wysypujemy delikatnie owoce, następnie wylewamy ubite z cukrem białka i resztę ciasta urywamy na kawałki i delikatnie pokrywamy ciasto. Będą one wnikały w pianę, ale to nie szkodzi. 
Z powrotem wkładamy do piekarnika na ok 30 minut. Jeśli zaobserwujemy, że ciasto się przypieka z góry, przykrywamy je papierem do pieczenia.







wtorek, 11 lipca 2017

My-współcześni emigranci.

'Przecież wszyscy chcemy żeby wolność była prawem a prawo wolnością.'

Mimo upływu kilku miesięcy od obejrzenia spektaklu według Sławomira Mrożka 'Emigranci' w Teatrze Polskim w Warszawie, emocje nadal żywe buzują we mnie. Czas je uwolnić. Przynajmniej w małym stopniu. 


Sławomir Mrożek w reżyserii Piotra Cyrwusa, a z nim również na scenie Szymon Kuśmider. Dwóch aktorów zajmujących niewielką scenę (spektakl grany na scenie kameralnej) wyrażających tak wiele
Zdjęcie ze strony teatru:
http://www.teatrpolski.waw.pl/pl/spektakle/nadchodzace_premiery/?id_act=467
emocji i uczuć. Zanim padają pierwsze słowa, pełne ekspresji niewerbalnej ruchy obu aktorów hipnotyzują kreując napięcie i oczekiwania to co nadejdzie. Dym unoszący się jest symbol oczyszczenia. Mimo ponad 2 godzin trwania przedstawienia, czas płynie w tempie dymu papierosa spalanego z namaszczeniem.

Wrażenia po spektaklu: żal, smutek i dół pomieszane z zachwytem, niedowierzaniem i pytaniem co teraz?

Boże coś Polskę ostrzegał.

Wieszcz Mrożek czy nie wieszcz, autor dramatu z 1974 roku. Mimo tylu lat sytuacja nadal aktualna, zarówno w dosłownym jej aspekcie (po wejściu Polski do UE parę osób wyjechało do pracy) jak i mentalnym. Czasy się zmieniają, świat idzie do przodu, NASA odkrywa nowy układ planet, a my nadal wszyscy jesteśmy niewolnikami, a Pan i Władca ten sam, Mamona.

Ból dosadności i precyzji przekazu emocji przez aktorów obrazują nas właśnie. Tych ze słomą w butach i tych z książkami pod pachą. Podziały na inteligentów i tych drugich. Nasz kraj dziś podziałami stoi. Zawsze stać będzie. Gdyby nie było zła, skąd wiadomo by było co to dobro?

Jednak czy wszystko jest albo dobre albo złe, czarne lub białe a ludzie głupi lub mądrzy?
Skoro coś ma początek to musi mieć też koniec, inaczej to bez sensu jest. Tak, wszystko ma swój początek, i wszystko ma swój koniec, taki sam. Czy Szanowny Pan Inteligent czy Pracownik Fizyczny. Wszyscy mamy taki sam koniec. I to jest piękne. Śmierć jest sprawiedliwa, ponad podziałami. Równość. 

środa, 31 maja 2017

Za pół życia śmierć.


Kiedy w pracy po raz kolejny raz usłyszałam, ile jeszcze brakuje do wakacji, załamałam się. Nie, nie. Bynajmniej nie dlatego, że to jeszcze tyle, albo aż tyle czasu.

Ciągle liczymy/ odliczamy. Każdy.
Dziecko odlicza czas do najbliższej okazji, kiedy otrzyma prezent.
Mężczyzna odlicza czas do sobotniej nocy, kiedy będzie sobie mógł grać do późna.
Matka podobnie, czeka na weekend, żeby się wyspać.
Teściowa odlicza czas brakujący do kolejnego urlopu.
Inni do kolejnych świąt.
Moja Babcia odliczała dni do Nowego Roku (bo wtedy dzień znowu był dłuższy).
A ja?
Stoję i patrzę, słucham i nie wierzę, że to słyszę. Odliczanie do kolejnego punktu, który nieubłaganie zbliża nas do ostatecznego. Do śmierci. Stoję i patrzę na nich wszystkich i zastanawiam się, czy oni tego nie widzą?
Co jeszcze robię ja? Próbuję spowolnić upływ czasu. Zatrzymuję się i obserwuję jak wszystko wkoło mnie pulsuje, mija, biegnie. Biegnę i ja czasami, ale zawsze z myślą, że na najważniejsze pewnie zdążę.
Zamiast ciągle sięgać w przyszłość, żyjmy tu i teraz. Tylko to jest ważne. Banalne hasło, przerobione na mielonkę i zamknięte w puszce jak szynka konserwowa. Zamykamy nasze prawdziwe myśli, modyfikujemy odpowiednio i wciskamy w zamknięte pudełko z długą datą przydatności do spożycia, mimo że nigdy jej otworzyć nie będziemy chcieli. Po co? Po co nam myśl, że i tak umrzemy.
Po to, by przestać odliczać, by przestać ciągle czekać na coś bo wtedy nie mamy czasu na tu i teraz.
Boję się śmierci, więc nie odliczam czasu. Nie chcę, żeby szybciej mijał. Chcę go zatrzymać, albo przynajmniej spowolnić.
Kiedy mam wolną chwilę, staram się po prostu trwać, nie wypełnić jej czymś tylko być, czuć jak każda sekunda przepływa mi przez palce. Dotykam jej i przyglądam się z różnych stron. Ściskam mocno, ale to nic nie daje. Uciekają kiedy minie ich czas. Myślę sobie, że to intensywne myślenie spowoduje, że mi się uda, oszukać nieuniknione. Wkoło ludzie coś robią, zapełniają każdą sekundę swego istnienia, a ja się przyglądam i spoglądam.


niedziela, 19 marca 2017

Dorośli- niedorośli do roli dorosłych.


Kolejne arcydzieło teatralno-muzyczne w reżyserii Janusza Józefowicza położyło nas na kolana. Nasz zdecydowany numer 1 obecnie w subiektywnym zestawieniu matki i córki. 


Mimo stosunkowo niewielkiej widowni, scena była imponująca pod względem scenografii a zwłaszcza zagospodarowania. Każdy jej centymetr miał swoją rolę, nawet kurtyna została zaangażowana i dosłownie grała niczym powabna aktorka, nie tylko jako 'tablica' do wyświetlania projekcji. Niesamowite, jak dobry reżyser potrafi skłonić do gry nie tylko materiał lecz również zwierzę. Pojawienie się na scenie psa wywołało dziką radość i piski zachwytu wśród najmłodszych. Pies brał czynny i zaplanowany udział w początkowych scenach przedstawienia. Aż tyle elementów zasługuje na zachwyt, że nie wiem czy wystarczy mi porównań i synonimów. 
Zdjęcie ze strony Studio Buffo: studiobuffo.com.pl
Zbiór czynników, które wpłynęły na jakość tego przedstawienia jest ogromny. Przepiękne kostiumy, zapierająca dech w piersiach choreografia, zwłaszcza Indian, oprawa muzyczna godna największych teatrów muzycznych na świecie tworzą niezapomniane zjawisko. Każda piosenka, solowa czy też nie była zaśpiewana w sposób bezbłędny, profesjonalny i godny podziwu, tym bardziej iż większa część głównych ról aktorskich została zagrana przez dzieci. Zaimponowało mi opanowanie i spokój gry jak również dojrzałość ekspresji młodych aktorów. Od początku miałam poczucie, że każdy ich ruch był zaplanowany, co powodowało spokój i przyjemność z uczestnictwa w tym wydarzeniu. Uczestnictwa trochę dosłownie jako, że aktorzy wchodzili na widownię nawiązując kontakt wzrokowy z publicznością, jednocześnie ocierając się o widzów. 
Widzowie.... byli i duzi i mali. Jak to zwykle bywa podczas tego rodzaju wydarzeń przekrój wiekowy od 0-100 lat. Były i mamy i taty i baby i dziady wraz ze swoimi przepięknie wystrojonymi pociechami. Oczywiste jest, że generalizacja jest niesprawiedliwa, więc skupię się jedynie na szanownych widzach z mojego otoczenia. Odnoszę wrażenie, że ludzie wraz z zakupem biletu, w ich ograniczonym mniemaniu, wykupują również przestrzeń im należną. Nie interesuje ich widz zajmujący (również opłacone) miejsce obok, za i przed. Dotyczy to nie tylko samych dorosłych lecz głównie ich pociech, które w myśl bezstresowego wychowania nie mają postawionych żadnych granic ani norm przyzwoitego zachowania się w miejscu publicznym. Wpojona im zasada, że zapłaciłem to mi wolno bryluje na salonach. Skoro zajmuję opłacone miejsce to znaczy, że wolno mi wszystko w ramach zajmowanej przeze mnie przestrzeni. Moje krzesło, moje oparcie, moje powietrze nade mną i jeszcze nawet trochę z przodu, z tyłu i z boku. Obowiązująca zasada: wolność. Wolność słowa, ruchu i bycia. Ja i tylko ja. Moje miejsce, moje powietrze, mój eter. Przerażające doświadczenie ludzi, którzy nie myślą o innych, ograniczając się do tego co ich, co im się należy bo przecież zapłacili. Takim to wszystko wolno. Absolutny brak poczucia, że wkoło też są ludzie, też mają dzieci a mimo tego, ich dzieci są cicho, a jeśli nie są, to zaraz będą bo wystarczy przypomnieć, że to nie dom, że może inni przyszli tutaj żeby obejrzeć i wysłuchać artystów a nie niedorosłych dorosłych z ich pociechami, które niczym główny bohater musicalu, nigdy nie dorosną, zawsze będą niedorosłymi rozpieszczonymi Piotrusiami. 

środa, 4 stycznia 2017

Whose boots are these?

How to practice possesive pronouns.
The magic word: 'whose'.

pictures taken from: http://classroomclipart.com/
W jednym z tematów w podręczniku do nauki języka angielskiego w klasie 3 szkoły podstawowej pojawia się słowo: whose czyli: czyj, czyja, czyje.Następnie possesive pronouns czyli zaimki osobowe, liczba pojedyncza oraz mnoga, a wszystko to w obrębie słownictwa 'ubraniowego'.Nie jest łatwo wytłumaczyć to uczniom, przygotowałam poniższe ćwiczenia. Wydają się proste, ale sprawiły trochę trudności moim uczniom.