wtorek, 31 lipca 2018

Frytki z bananem

Frytki z bananem

W pracy codzienna inspekcja objetości brzucha. Życzliwe (chude) koleżanki z przekąsem stwierdzają, że brzuszek rośnie, powiększa się, że widać, że po co pasek, że w tej sukience to już bardzo się odznacza.
W domu cud, miód i orzeszki, całowanie, głaskanie i szukanie imienia.
A ty? Walczysz ze zmęczeniem, brakiem oddechu, potrzebą snu, odruchami wymiotnymi na smażone mięso, ryby, wszystko. Nie wiesz co zjeść bo na myśl o mięsie, wędlinie i rybie wolałabyś umrzeć z głodu. Ale nie do końca, bo kiedy czujesz głód, ma on inną postać. To ssanie, taki mały-wielki głód, potwór który rozdziawia japę i jeśli nie wrzucisz w nią coś natychmiast, odpływasz z sił, czujesz, że zemdlejesz. Więc przechodząc obok KFC, wchodzisz mimo odruchu wymiotnego od zapachu i widoku panierowanych nóżek kur, zamawiasz dużą porcję frytek. Tak, bez napoju. Na pewno bez zestawu, napoju, dolewki i deseru. Zjadasz te przesolone, twarde/niedopieczone frytki i dopiero czujesz ulgę. Japa potwora zatkana. Dorzucasz banana wysępionego od koleżanki i głodu nie czujesz, o nie. Teraz zaczyna się niestrawność. Frytki z bananem nie służą najwyraźniej dziecku, a ty do antymenu ciążowego dorzucasz w/w pseudo posiłek.
Kolejny dzień przynosi kolejne potrawy, których już nie trawisz. Znikające pozycje żywieniowe powodują coraz większy problem pt. na co dziś mam ochotę, co dziś zjem. Wiadomo, japa potwora musi być ciągle pełna, pod warunkiem, że nie jest przepełniona naturalnie. Wszystkiego musi być odpowiednio. Akurat.
Wczoraj podczas marynowania łososia, zapach tegoż w połączeniu z czosnkiem pozbawił mnie poczucia głodu, tak skutecznie, że nie byłam w stanie nic zjeść. Łososia zamiast do piekarnika schowałam do lodówki, zawijając w sreberko aby czasem zapach nie przedostał się do moich nozdrzy. Co przyniesie kolejny dzień?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz