sobota, 24 października 2015

English, English everywhere English...

Everyone knows that English is the third worldwide spoken language.
Few know it is in the Indo-European family of languages and is one of the West Germanic branch of it.
 Apart from the obvious countries such as: The UK, The USA, Canada or Australia and New Zealand, it is also 'officially spoken' in many other countries. In order to make it more visible and less schematic, I prepared a colorful presentation through a very innovative and resourceful page: prezi.com
It is a wonderful and handy page which makes the process of creating presentations more amicable and agile. I realize it is a free advert but I recon that it is worth recommending a valuable tool which can make your work easier :). 
Enjoy :)
https://prezi.com/wooog2aawfv0/australia/#


czwartek, 8 października 2015

Zdrowa zupa z soczewicy.

Zupa z soczewicy, którą uwielbia moje dziecko-zdrowie na talerzu.

Przepis ten został odpowiednio zmieniony tak, aby główny jego zjadacz (sześcio wówczas letnie dziecko) otrzymał nie tylko porcje zdrowia, ale by była ona smaczna i pożywna. Brzmi banalnie, ale ciekawe które dziecko domaga się zupy z soczewicy? Moje tak, złożyło dziś u mnie takie zamówienie, stąd mój wpis poniżej :)


Składniki: (porcja na 3-4 osoby) 

duża marchew: 1 sztuka
soczewica czerwona (może być cała lub ta, bardziej dostępna rozpołowiona): 1,5-2 szklanki (kubki)
ziemniak polski: 2 średnie sztuki
cebula złocista (czyli normalna): 1 duża sztuka
czosnek (fioletowy?): 2-3 grube ząbki 
masło: łyżka (może odrobina więcej) 


Przyprawy (ah...uwielbiam!)
liście laurowe: 3-4 listki
ziele angielski: ile wpadnie (ja lubie sporo ich mieć w zupie, z resztą zostaną zmiksowane więc można dodać nawet 6 ziarenek)
papryka słodka sproszkowana (czyli z torebki)
sól, pieprz (do smaku) 
kostka rosołowa (czasem zdarzy mi się popełnić, ale nie jest niezbędna)
papryka ostra (mam ją od koleżanki, Turkish quality, ale zanim ją dostałam, zupa i tak wyśmienicie samkowała bez niej)
papryka wersja: ostra, postać: sucha

Przyotowanie jest proste:
1. Warzywa obieramy, soczewicę płuczemy w durszlaku (tylko takim, który ma małe dziurki bo inaczej soczewica spłynie nam cudownie do zlewu). 
2. Do gotującej się wody wrzucamy soczewicę, liśćie, ziele i gotujemy. 
3. Po ok 10 minutach wrzucamy marchewke pokrojoną drobno (obojętnie czy w kratkę, paski czy krążki, byle były to małe kawałki). Po kolejnych 5 minutach wrzucamy pokrojone ziemniaki. Całość mieszamy od czasu do czasu bo soczewica lubi osiadać na dnie. 

4. Na patelni smażymy cebulę drobno posiekaną z czosnkiem jeszcze drobniej pokrojonym na masełku (konieczność!). Aha! Nie może nam się przypalić, więc od razu solimy cebulę, dusimy pod przykrywką. 
5. Kiedy już warzywa w zupie są miękkie (wbijamy widelec aby spróbować) wrzucamy do innego garnka mieszankę cebulowo-czosnkową i zalewamy zupą. Chwilę gotujemy, a następnie studzimy tak, by przejść w końcową fazę przygotowania. 

6.Miksujemy dokładnie wszystko co mamy w garnku wraz z papryką w proszku, dodajemy trochę pieprzu, soli (oprócz liści laurowych, które lepiej jest wyjąć przed włożeniem mieszadełek. 
7. Ta dam! Zupa jest gotowa! (Jeśli mamy tę specjalistyczną przyprawę, można nią posypać zupę już na talerzu, ale odrobinę bo jest pikantna). 

Zapmniałam jeszcze o ważnym dodatku: bagietka. Posiłek ten, jest jedynym, podczas którego pozwalam na jedzenie suchej buły :) 

Smacznego!

P.S. Dziecko nie musi znać składu zupy, ułatwi to jej pochłanianie :) Sama świadomość iż składnikiem zupy jest gotowana marchewka może spowodować ryzyko buntu, całkowicie niepotrzebnego :)

English book for small kids.

One Little Polar Bear.



This time,I would like to share a little book, I created some time ago as a part of an assessment. I find it cute :) It comes from a very inspiring website, which helps you create your own stories. 
For those who have some spare time and kids :) 

http://storybird.com/books/one-little-polar-bear-2/

środa, 7 października 2015

Sara i ja kulturalnie.

Przedstawienie Teatru Roma: Adonis ma gościa.

zdj. pochodzi ze strony teatru ROMA
 Ponad rok temu, odkryłam magię przedstawień teatralnych dla dzieci i postanowiłam raz w miesiącu zamiast do kina, zabierać dziecię me do teatru. Bardzo szybko okazało się, że nie jest to taka prosta sprawa, jako że weekendowe przedstawienia są bardzo popularne, stąd też dostępność biletów na nie ograniczona. Ceniąc sobie nie tylko jakość, ale też komfort oglądania przedstawienia, dokonałam zakupu biletów on-line naturalnie, z dosyć dużym wyprzedzeniem, aby mieć miejsca najdalej w 3 rzędzie. Obecny sezon teatralny zaingurowany został przedstawieniem teatru Roma: 'Adonis ma gościa'. Aby nie doznać rozczarowania, nie czytam recenzji spektaklu, wyboru dokonuję na podstawie intuicji, dostępności biletów oraz poprzednich doświadczeń. (Pierwsze nasze spotkanie z teatrem było na bardzo wysokim poziomie, również w teatrze Roma, stąd ponowna wizyta w tym miejscu). Kolejny zachwyt, radość, uniesienie, łzy po prostu całkowite katharsis! Co ciekawsze, opisane doznania dotyczyły zarówno mnie jak i mojej córki, która najbardziej przeżywała fakt, iż w pewnym momencie ptak Adonis usiadł obok niej i wygłosił część wypowiedzi patrząc na nią i do niej się zwracając. Dwie godziny wyśmienitej gry aktorskiej jak rónież muzyki na żywo, genialnie skomponowanej i wpasowanej w przedstawienie. Spektakl żywy, angażujący publiczność, która razem z aktorami śpiewa i tańczy i nie jest to wcale wymuszone, nogi same rwą się do ruchu, a usta układają się do śpiewu. Mimo ograniczonej scenerii, która się nie zmienia, oraz mimo iż jest jedynie dwóch aktorów (nie licząc 4 muzyków-kwiatków będących żywymi elementami scenografii) predstawienie się nie dłuży ani nie nudzi. Dialogi są bardzo zabawne, a przesłanie jest głębokie i bardzo pozytywne. Każdy wynisie coś dla siebie: dzieci wspaniałą i mądrą rozrwykę, dorośli dodatkowo radość na widok swoich rozbawionych pociech.

Wspomnienia z wakacji

Nasz tydzień w Lizbonie i okolicach.

Po roku przerwy w podróżowaniu, udało nam się wyjechać na równy tydzień do tego wyjątkowego miasta, jeszcze nie południowego ale już nie do końca europejskiego w swoim charakterze. Miasta, które naprawdę i dosłownie nigdy nie śpi, pełnego urokliwych miejsc i widoków, ale również śmieci i bezdomnych śpiących na schodach ministerstwa zdrowia (bo noce ciepłe ). Miasto, budzące mnóstwo sprzecznych wrażeń i odczuć, wśród których dominujące są jednak te pozytywne, bo Lizbona to najbardziej nasłoneczniony kraj Europy, zatem czy tego chcemy czy nie, cieszymy się a uśmiech nie znika nam z twarzy mimo zmęczenia. W przypadku nieodpowiedniego obuwia oraz naturalnie opcji: samowolne zwiedzanie, zmęczenie mięsni kończyn dolnych jest nieuniknione. Lizbona jest dosyć chaotycznie osadzonym skupiskiem ludności, charakteryzującym się wąskimi uliczkami, wznoszącymi się w górę, w większości przypadków sprawiających wrażenie totalnego przypadku. Chodniki są chwilami tak wąskie iż należy poruszać się niczym kaczki (lub gęsi, ale osobiście nie przepadam, stąd odwołanie się do kuzynek kaczek). Jak na miasto z klimatu miast Ameryki Południowej przystało, interpretacja zasad ruchu drogowego całkowicie dowolna. Muszę przyznać, iż przeżyłam tam chwile déjà vu i tylko język porugalski przywracał mi świadomość iż nie jestem w Meksyku. Tak, w TYM Meksyku. Małe, naprawdę wyjątkowo klimatyczne miejsca, mini restauracje z 3 stolikami, kawiarenki z jednym stolikiem i dwoma krzesełkami a przy nich te same osoby, które po prostu bywają ciesząc się tym swoim bywaniem. Czas trochę wolniej płynie, mimo ogromnej masy turystów, którzy chcą zdążyć do muzeum, wcisnąć się do tramwaju, obojętnie którego, nawet na stojąco by przejechać się drewnianą,  jadącą swoim tempem kolejką lub też tramwajem. Mieszkańcom się nigdzie nie spieszy, motorniczy ma czas na to by podczas podróży zjeść przekąskę, porozmawiać z wysiadającą sąsiadką, a pasażerowie siedzą, patrzą i nawet się nie denerwują, zdziwienie że tak można bierze górę nad nerwami. Promienie południowego słońca przenika naszą skórę, aż do krwiobiegu tak, że każda nasza tkanka jest przepełniona przyjemnym ciepełkiem, radosnym uniesieniem i spokojem.